• Histeria dziecka w miejscu publicznym

      • Czego tak bardzo się boimy? Dlaczego publiczne ataki złości naszego dziecka wprawiają nas w poczucie winy, wywołują wstyd, bezsilność, rezygnację, a czasem agresję? Co takiego właściwie się dzieje?

        Niejeden z nas – rodziców – zapewne ma podobne doświadczenie za sobą, dlatego pytanie o źródło pojawiających się trudnych emocji jest kluczowe. Uważne przyjrzenie się przyczynom i przebiegowi podobnych sytuacji pozwala na to, by w przypadku kolejnego wybuchu złości dziecka zareagować w sposób wspierający – i dziecko, i siebie. Porozumienie bez Przemocy pokazało mi kilka możliwych reakcji.

        Wyzbywam się oczekiwań

        Jeśli nie mam konkretnych oczekiwań co do zachowania mojego dziecka, sposobu,
        w jaki spędzimy czas tam, dokąd się udajemy, nie będę czuć rozczarowania tym, co nas spotka. Nie wzrośnie moja irytacja, jeśli będę otwarta na to, co przyniesie życie. Jest bardziej prawdopodobne, że uda mi się zachować równowagę i spokój.

        Próbuję odciąć siebie i dziecko od publiczności

        To przecież obecność innych ludzi tak bardzo utrudnia mi pozostanie w kontakcie
        z tym, co dzieje się we mnie i w moim dziecku. Dlatego jeśli to możliwe, tzn. jeśli dziecko na to pozwala, bo nie rzuca się lub nie wije po podłodze, zabieram je
        w spokojniejsze, ustronne miejsce. A jeżeli mamy ograniczoną przestrzeń, odwracam się plecami do gapiów, przykucam i wpatruję się w moje dziecko, tak by nikogo innego nie widzieć.

        Wyciszam teatr mentalny w mojej głowie

        Wyciszam wszystkie oceniające myśli, których nadawcami mogą być świadkowie zdarzenia (choć nie muszą ich wypowiadać na głos), np.:

        Co to za rozwrzeszczany, niewychowany dzieciak? A zostawić takiego, niech się wypłacze.

        Co to za matka, że mu ulega?! Na głowę jej wejdzie!

        Jak można tak zostawić malucha – bez serca!

        Wszystkie krytyczne oceny, które sama wypowiadam pod swoim adresem:

        Idiotka ze mnie, jak mogłam tego nie zauważyć i nie zapobiec temu?

        Tyle razy już to przerabialiśmy, jestem beznadziejna.

        Nie umiem nauczyć mojego dziecka, jak radzić sobie z silnymi emocjami.

        I wreszcie krytykę kierowaną do własnego dziecka:

        Jak on mi to może robić, taki wstyd!

        Czy ona nie wie, że nie wolno się tak zachowywać?

        Już nie mam do niego sił, wykończy mnie nerwowo.

         

        Biorę oddech i zadaję sobie pytanie, co czuję i czego potrzebuję tu i teraz

        Może to być strach, bo potrzebuję akceptacji, może bezsilność, bo potrzebne mi wsparcie, może irytacja, bo zależy mi na współpracy. Może też żal, bo chciałabym czerpać radość z kontaktu z moim dzieckiem. A może to zmęczenie i potrzeba łatwości, lekkości. Oczywiście niejednokrotnie wszystko dzieje się tak szybko, że nie ma czasu na podobne rozmyślania. Ale jeśli na spokojnie przepracowałam tę drogę po podobnych zajściach, to nie ma konieczności powtarzania tego procesu w chwili wzburzonych emocji. Wystarczy głęboki oddech.

        Zajmuję się uczuciami i potrzebami dziecka

        I znów może być tak, że żadna rozmowa nie wchodzi w grę, że wszelkie moje próby kontaktu poprzez dotyk spotykają się z odrzuceniem, że czasem dziecko chce, bym się oddaliła. Zawsze jednak jest to odległość bezpieczna – pozostaję w zasięgu wzroku lub na wyciągnięcie ręki; oddalając się, zapewniam, że gdy tylko dziecko mnie zawoła, podejdę bliżej.

        Gdy możliwa jest rozmowa, pytam: Zdenerwowałaś się, bo chciałaś sama zdecydować? Czujesz irytację, bo chcesz, żebym wiedziała, jakie to nudne/trudne dla ciebie ciągle pytać, czy coś możesz? Jesteś wściekły, bo chcesz, żebym pytała cię
        o zdanie?

        Zazwyczaj po tym, jak usłyszę, o co chodzi dziecku, ono pozwala się przytulić. Uczucia
        i potrzeby wzięte po uwagę dają dziecku komunikat, że jest ważne i akceptowane także wtedy, gdy przeżywa silne emocje, że nie musi sobie z nimi radzić samo, że jest przy nim wspierający rodzic.
         Doświadczenie mówi mi, że to wystarczy, by burza ucichła, a jej powód stracił na sile.

        Z punktu widzenia Porozumienia wszelkie próby odwracania uwagi dziecka, zagadywania, spełniania zachcianki, byleby się uciszyło, nie wspierają kontaktu, ale go zrywają. W ten sposób zamiatam po dywan to, co naprawdę jest istotne, to, o co chodzi dziecku w relacji ze mną czy innym człowiekiem. Zapominam wtedy, że przecież każde zachowanie jest wołaniem o zaspokojenie jakiejś potrzeby. Dziecko domaga się jej spełnienia – czasem w trudny dla obu stron sposób. Nie dlatego, że jest złośliwe, przekorne i uparte, ale dlatego, że często na danym etapie określone zachowanie to jedyny znany mu sposób wyrażania swojej złości i domagania się zaspokojenia potrzeb. Dlatego w spokojnej, wieczornej rozmowie, gdy emocje opadną, pokazuję dzieciom, jak możemy zatroszczyć się o te potrzeby, szukając innego sposobu niż histeria.

        Żródło:http://dziecisawazne.pl/histeria-dziecka-w-miejscu-publicznym/